«Raduje się dobrem innych tak jak swoim własnym…»
W Środę Popielcową, podążając śladami bł. Marii Celeste, skupiliśmy się na tym, że Wielki Post może być przede wszystkim czasem skupienia się na osobie Jezusa, pogłębieniu relacji z Nim i „zatroszczeniu się” o Niego w naszym życiu, w naszym sercu. Jednak z Jezusem jest zawsze tak, że kto pogłębia relację z Nim, jest automatycznie zaproszony do pogłębiania relacji z bliźnimi, bo – jak On sam poucza w dzisiejszej Ewangelii (Mt 25, 31-46):
Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście.
Jezus utożsamia się z każdym człowiekiem. Nie można więc oddzielić miłości do Niego, od miłości do innych. Przypomina o tym w sposób bardzo dosadny św. Jan w swoim 1 Liście: „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą”. W pouczeniach kierowanych do bł. Marii Crostarosa, Jezus poświęcił wiele uwagi na miłość, jaką ona oraz ci, którzy będą chcieli podążać w jej stylu ku świętości, mają kierować ku braciom i siostrom, jakich Bóg postawi w ich życiu. To, co tę miłość w myśl pism Mistyczki cechuje najlepiej, to gorliwość – miłość gorliwa i aktywna, nie tracąca czasu.
W pierwszej Regule, spisanej dla mniszek założonego przez siebie zakonu, M. Celeste, spisała następujące słowa Jezusa:
Ofiarujcie więc bliźniemu waszą duszę: dajcie mu wasz rozum, dla jego dobra, objawiając mu moje miłosierdzie, nie osądzając go za nic, za żadne zło.
Dajcie mu waszą pamięć, przebaczając z serca i nie pamiętając o otrzymanych zniewagach, wynagradzając za dobro tak duchowe jak i doczesne.
Dajcie mu waszą wolę, kochając go z całego serca, odnosząc się do niego tak, jak chcielibyście, by was traktowano, pragnąc dla niego wszelkiego możliwego dobra.
Ofiarujcie mu także wasze serce oraz wszelkie uczucia, ze względu na miłość do Mnie, współcierpiąc z nim w jego utrapieniach, chorobach oraz udrękach duchowych i cielesnych.
Dla dobra bliźniego zaangażujecie wasze ciało i zmysły; wasze oczy niech widzą jego potrzeby i nigdy nie dopatrują się braków w jakimkolwiek działaniu, nie osądzając w żadnej sprawie. Wasze uszy niech słuchają o jego udrękach, a usta pocieszają w zmartwieniach i pouczają o odwiecznych prawdach w jego niewiedzy, udzielając mu pomocy i występując w jego obronie.
Bądźcie naprawdę gotowe poświęcić wasze życie dla jego wiecznego zbawienia, jeśli miłość się tego domaga – tak jak Ja uczyniłem, tak czyńcie i wy
(Reguły, I – Jedność i miłość wzajemna)
Oczekiwania stawiane przez Jezusa w tym tekście są bardzo wymagające, mierzy nas swoją miarą określoną na Ostatniej Wieczerzy – miarą „umiłowania do końca”, miarą: „jak Ja was umiłowałem”. Są to wielkie oczekiwania, ale kto, jeśli nie Jezus może je stawiać, bo też kto, jeśli nie On, świadomy jest, że może nas do takiej miłości uzdolnić. To miłość miłosierna, ofiarna, nieosądzająca, troskliwa. Miłość totalna.
Czy to jednak ideał możliwy do zrealizowania? Tyle razy osądzamy, tyle razy stawiamy się ponad innych, tyle razy dbamy bardziej o swoje dobro niż o korzyść bliźniego, tyle razy…
Maria Celeste, sama będąc słabą, jest jednak co do możliwości urzeczywistnienia w człowieku tego ideału, optymistką. Ona wie, że to Bóg może do takiej miłości uzdolnić, przemieniać nas swoją miłością, byśmy my kochali nią innych. Jako mistrzyni modlitwy wskazuje własnie na nią, jako na środek, dzięki któremu można w taki sposób owocować miłością, i to owocować z nadmiarem. W Duchu Świętym dostrzega sprawcę miłości gorliwej w człowieku. Pisała:
W człowieku, który jest uległy na działanie Ducha Świętego, rodzą się ogarniające go całego pragnienia, aby pomagać zbawiać bliźnich i pomnażać ich dobro. Nie martwi go trud ani udręka, która z tego by wynikała. Zazwyczaj taka osoba pociąga za sobą liczne inne, prowadząc je ku życiu wiecznemu lub do stanu doskonałości. Nie zaniedba żadnego środka ani żadnej możliwości, aby Bóg był kochany przez wszystkich co więcej, chciałaby, aby wszystkie serca płonęły taką samą miłością. Tutaj człowiek raduje się dobrem innych tak jak swoim własnym, podobnie jak święci w niebie cieszą się nawzajem swoim dobrem, każdy szczęściem drugiego, doświadczając przy tym chwały Bożego pokoju. W tym stanie człowiek żyje z ogromną gorliwością i w płomieniu miłości, bo zawsze i na wszystko odpowiada miłością:
a miłość patrzy, miłość widzi, miłość słyszy, miłość kocha, miłość myśli, miłość pragnie, miłość wszystko rozumie, w miłości chce mieć swoje istnienie przez całą wieczność! (Stopnie modlitwy).
Duch miłości może być w nas sprawcą takiej właśnie miłości, On – Ogień – może w nas ogień miłości rozpalić i go podtrzymywać. Może warto w tegorocznym Wielkim Poście, który przeżywamy w roku duszpasterskim opatrzonym hasłem „W mocy Bożego Ducha”, Jemu powierzyć sprawę tego, jak kochamy. Jeśli na koniec życia mamy być sądzeni z miłości – co w obrazowy sposób pokazuje nam dzisiejsza Ewangelia, to może czas, aby się tą sprawą przejąć – i to nie z lęku przed sądem ostatecznym, ale z pragnienia, aby przeżywać życie na najwyższych obrotach miłości, aby w tej miłości na co dzień znajdować radość, spełnienie życia…
Pisząc jakiś czas temu artykuł o Duchu Świetym w życiu i pismach M. Celeste (KLIKNIJ TUTAJ), zakończyłam go takimi słowami:
Dorosłym, których życie jest już w wielu aspektach ukształtowane i ustatkowane, Mistyczka przychodzi z radą, by swoją codzienną egzystencję pozwolić prowadzić Duchowi Świętemu. To On może nadać życiu dorosłego chrześcijanina dobrze rozumianą stałość, poprzez nieustanny rozwój. Można to – używając znów nawiązań ignistycznych, przyrównać do metafory kominka, w którym, gdy raz rozpalono już ogień, należy go stale podtrzymywać, dorzucając odpowiedniego opału, by jego żar nie wygasł, a jego płomień, by się nie wypalił. Odkrywcza jest wizja zjednoczenia się wierzącego w Duchu Świętym z wolą Boga i Jego upodobaniem. Wizja rewolucyjna zwłaszcza dla tych, których życie wypełnione jest wieloma obowiązkami i zadaniami. Zdaniem Marii Celeste, człowiek zjednoczony z Duchem Świętym, nie powinien obawiać się, że codzienna aktywność stanie się przeszkodą dla jego życia duchowego. Często bowiem osoby dorosłe, niosące na barkach ciężar pracy i obowiązków stanu, tłumaczą swój brak zaangażowania w modlitwę i własną formację duchową bądź brakiem czasu, bądź nadmiarem zadań. Tymczasem w Stopniach modlitwy Mistyczka nie widzi w tzw. „codzienności” wroga duchowego rozwoju. Przeciwnie, kto pozostaje zjednoczony z Duchem Świętym, ten, cokolwiek czyni (czy śpi, czy się trudzi, czy milczy, czy się modli, czy pisze, czy czyta, czy też wykonuje najzwyklejsze czynności) wszystko potrafi sprowadzić do tego zjednoczenia i zanurzyć w Boskiej obecności. Kiedy bowiem wola człowieka jest w zgodzie z wolą Boga, tak iż wydaje się, że jest z nią jedno, wtedy nawet nieprzychylne wydarzenia nie mogą go zniszczyć ani osłabić, gdyż jest on spokojny, że to Bóg decyduje o jego życiu i On trzyma go w swych dłoniach. Sprowadza się to zatem do wizji życia zanurzonego w Bogu. Do tego zanurzenia się w ogniu Ducha i do życia w Duchu par excellence zachęca włoska Błogosławiona zarówno wśród młodych jak i bardziej dojrzałych wiekiem wierzących. Każdy bowiem może doświadczyć na sobie prawdy, że Duch jest tym, który umacnia w nas miłość.
A na koniec krótki fragment piosenki, skomponowanej do słów Celeste, śpiewanej przez jej duchowe córki, mniszki Zakonu Najśw. Odkupiciela –
Dobrego tygodnia!