Teologia

Skromny pracownik winnicy. 20 lat od wyboru Benedykta XVI

Wczoraj, 19 kwietnia, przypadała pewna rocznica, która ze względu na Wielką Sobotę została właściwie niezauważona. Myślę jednak, że ten, którego ona dotyczyła, cieszyłby się, że pozostał w cieniu, a że w centrum tego dnia był Chrystus, którego on tak umiłował. Dwie dekady temu Joseph kard. Ratzinger został wybrany papieżem. Dziś, w dzień zmartwychwstania, z radością wracam do tej wczorajszej rocznicy z pewnych osobistych powodów.

19 IV 2005

Pamiętam tę datę bardzo dokładnie, także dlatego, że dzień wcześniej, 18 kwietnia, zdawałam pierwszy maturalny egzamin – ustną maturę z języka rosyjskiego. Był to pierwszy rok, gdy przeprowadzono tzw. nową maturę. Tak się złożyło, że my, jako licealni abiturienci, a parę lat wcześniej debiutujący gimnazjaliści, rozpoczynaliśmy językiem rosyjskim ten egzaminacyjny czas w naszym starobieruńskim LO. Był to zarazem kolejny dzień trwającego wówczas po śmierci Jana Pawła II konklawe.

Dzień później, 19 kwietnia, gdy odpoczywałam już po zdanym rosyjskim, koledzy i koleżanki z klasy, którzy wybrali do zdawania język niemiecki, dzielnie prezentowali się przed komisją egzaminacyjną. Kto mógł przewidzieć, że właśnie tego dnia przed godziną 18.00 kardynałowie z całego świata zebrani w Kaplicy Sykstyńskiej wybiorą na następcę św. Piotra, właśnie Niemca – kard. Ratzingera.

Był on oczywiście już wcześniej postacią znaną – teologiem, wykładowcą, prefektem kongregacji, który w dniach odchodzenia Jana Pawła II mocno o sobie przypomniał, najpierw wyjątkowym tekstem drogi krzyżowej odprawionej w Koloseum w Wielki Piątek 2005 roku, a potem m.in. homilią na pogrzebie papieża z Polski. Wrażenie na wielu zrobiła też jego homilia wygłoszona na początku konklawe, w której mówił bardzo zdecydowanie o dojrzałości w wierze i o tym, że „łódeczka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale – miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizm aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm i tak dalej. Każdego dnia rodzą się nowe sekty i urzeczywistnia się to, co święty Paweł nazywa oszustwem ze strony ludzi i przebiegłością w sprowadzaniu na manowce fałszu (por. Ef 4,14). Posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm”. Przypominał jednocześnie, że jako „chrześcijanie mamy inną miarę wielkości: Syna Bożego, prawdziwego człowieka. To on jest wyznacznikiem prawdziwego humanizmu. Wiara dorosła nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem”.

Modlił się w czasie tej homilii, prosząc Chrystusa, by po Janie Pawle II dał ludowi nowego pasterza według swego serca, pasterza, który by prowadził nas do poznania Chrystusa, do Jego miłości, do prawdziwej radości.

Jak się później okazało, modlił się już wtedy za siebie samego…

Ale wróćmy do 19 kwietnia. Gdy kard. Ratzinger papież Benedykt XVI, pojawił się na balkonie bazyliki św. Piotra, ujął mnie swoją postawą. Był jakby zakłopotany tym, że to właśnie na niego patrzą oczy ludzi z całego świata, ale też pełen radości, z ujmującym uśmiechem na ustach. Z postawą ciała łączyły się harmonijnie jego słowa, które wtedy wypowiedział: Drodzy bracia i siostry, po wielkim papieżu Janie Pawle II kardynałowie wybrali mnie, prostego, pokornego robotnika w winnicy Pańskiej. Fakt, że Pan wie, jak pracować i działać nawet z niewystarczającymi narzędziami, pociesza mnie, a przede wszystkim powierzam się waszym modlitwom”.

To była miłość od pierwszego wejrzenia i wsłuchania się… Od tamtej pory skrupulatnie śledziłam papieskie wypowiedzi. Fakt, że wielki teolog, naukowiec i wykładowca, mówił do wiernych językiem prostym, obrazowym, pełnym czułości i przenikniętym pragnieniem, by inni pokochali Chrystusa całym sercem, był dla mnie bardzo wzruszający i poruszający. Szukał towarzyszy w miłowaniu Pana… W czasie kolejnych lat swojego pontyfikatu przekonywał na różne sposoby o tym, co tak zdecydowanie wyartykułował zdecydowanie w czasie homilii inauguracyjnej: Tylko w przyjaźni z Chrystusem otwierają się na oścież drzwi życia. Tylko w tej przyjaźni rzeczywiście otwierają się wielkie możliwości człowieka. Tylko w tej przyjaźni doświadczamy tego, co jest piękne i co wyzwala. Tak też dzisiaj chciałbym z wielką mocą i przekonaniem, począwszy od doświadczenia swojego długiego życia, powiedzieć wam: nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Tak! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi, a znajdziecie prawdziwe życie”.

Gdy czytałam jego teksty i słuchałam jego wypowiedzi, stopniowo odrywałam swoje powołanie w Kościele. Czułam się coraz bardziej zapraszana przez Boga do tego, by podobnie jak on, zgłębiać tajemnice teologii, by jeszcze bardziej miłować Pana, ale też zbliżać innych do Niego, jak czynił to jako teolog on – Joseph Ratzinger/Benedykt XVI. Dlatego niedługo potem rozpoczęłam studia teologiczne w Katowicach…

Choć od obrony magisterskiej i doktorskiej mijają już kolejne lata, cieszę się moim powołaniem, którego nowe odcienie wciąż odkrywam, które realizuję w taki sposób, w jaki Opatrzność prowadzi mnie szczególnie w pracy i w innych wymiarach codzienności. Także poprzez ten blog.

Po co o tym wszystkim piszę? Z kilku powodów. Między innymi dlatego, że gdy myślę o roli Ratzingera/Benedykta w moim życiu, uświadamiam sobie na nowo, że Bóg działa w naszym życiu przez ludzi. Nie znałam papieża osobiście, byłam jedynie w 2006 roku w Krakowie na spotkaniu z nim, gdy pielgrzymował do Polski śladami swojego poprzednika. Jednak zwłaszcza dzięki jego tekstom przylgnęłam do niego, a szczególnie do Chrystusa, bo przecież do Niego w nich prowadził. Ratzinger/Benedykt w dużym stopniu ukształtował moje myślenie, postrzeganie wiary, relacji z Bogiem i powołania teologa w Kościele. Wzbudza to we mnie wdzięczność i za niego, i za wielu ludzi, którzy zostawili w moim życiu podobny ślad.

Młodego Ratzingera mocno ukształtował m.in. św. Augustyn, mnie m.in. Ratzinger, duchowość bł. Marii Celeste Crostarosy, ale także np. dobrzy nauczyciele i profesorowie, którzy zobaczyli we mnie coś, czego ja czasem nie widziałam, i pomogli mi rozwinąć skrzydła, nabrać kształtu. Wielu innych pozostawiam w ciszy serca, nie wymieniając tu ich imion, nie dlatego, że są mniej ważni, ale dlatego, że chcę, by zostali w nim dyskretnie ukryci.

A kto kształtował Ciebie?

Myślę, że tego rodzaju wspominanie jest dobrą okazją, by nazwać takie osoby w naszej historii, by zobaczyć, że ludzkie ścieżki splatają się ze sobą, że możemy wspierać się i zbliżać innych do Boga, do siebie samych… Myślę, że czasem nie uświadamiamy sobie, jaki wpływ możemy mieć na innych naszą obecnością, relacją, słowem… Możemy być wiatrem, który zawieje w czyjeś żagle, ale też takim, który je zniszczy. Warto zostawić dobry ślad, warto wspierać, warto podać dobro dalej, warto przyprowadzić innych do Pana. Warto.

Papież Franciszek na pogrzebie papieża seniora nazwał Benedykta XVI przyjacielem Oblubieńca: „Benedykcie, wierny przyjacielu Oblubieńca, niech twoja radość będzie doskonała, gdy będziesz słyszał ostatecznie i na zawsze Jego głos”.

Prosty pracownik winnicy, współpracownik Prawdy, przyjaciel Oblubieńca. Trzy określenia klucze do życia Josepha Ratzingera.

Jakimi określą kiedyś moje życie? A jakimi Twoje?

Dobrze powierzyć siebie jak Ratzinger/Benedykt dłoniom Boga, by to On ukształtował nas, nasze życiowe określenia. Bo jak dopowiadał Franciszek w dniu jego pogrzebu:

„Pan, otwarty na historie, które napotkał podczas drogi, pozwolił się wygładzić przez wolę Bożą, biorąc na swoje barki wszystkie konsekwencje i trudności Ewangelii, aż zobaczył swoje ręce przebite z miłości: zobacz moje ręce, powiedział do Tomasza (J 20,27), i mówi to do każdego z nas: zobacz moje ręce. Zranione ręce, które wychodzą na spotkanie i nie przestają się ofiarowywać, abyśmy poznali miłość, jaką Bóg ma ku nam. (…)

Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego – to zaproszenie i program życia, który inspiruje i chce kształtować jak garncarz (por. Iz 29, 16) serce pasterza, aż do wzbudzenia w nim tych samych uczuć, jakie żywił Jezus Chrystus (por. Flp 2, 5). Wdzięczne oddanie się na służbę Panu i Jego Ludowi, które rodzi się z przyjęcia całkowicie darmowego daru: Należysz do Mnie (…) należysz do nich – szepce Pan; Jesteś w moich dłoniach i właśnie dzięki temu znajdujesz się w rozległej przestrzeni mojej miłości. Pozostań w moich rękach i oddaj Mi twoje”.

Niech ręce Pana kształtują nas tak, jak ukształtowały Josepha Ratzingera.

*

fot. za AFP PHOTO FILIPPO MONTEFORTE via https://wiadomosci.onet.pl/swiat/habemus-papam/gb9cd

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.