Tyle różnych informacji wokół nas, tyle myśli, tyle refleksji – bądź kłębiących się w naszych głowach, bądź czytanych czy zasłyszanych w komentarzach innych. Ale to, czego doświadczałam dziś, gdy z najbliższymi uczestniczyłam w Eucharystii poprzez pośrednictwo telewizji, gdy Pana Jezusa przyjęłam w Komunii duchowej, to pewności, że wśród wielości słów – pociechę przynosi jak zawsze Jego Słowo. Bo trudno nie dostrzec, że dzisiejsze czytania wpisują się w nasze liczne troski, niepewności towarzyszące aktualnym wydarzeniom na świecie… Bóg zapewnia, że „rzeczywiście jest pośród nas”, uprzedzając nasze o to pytania bądź po prostu odpowiadając na nie…
Błogosławiona M. Celeste wiele lat temu pięknie opisała tę moc Bożego słowa:
„Jeżeli ktoś zapragnąłby wiedzieć, co jest tą potężną strzałą, którą nasz Bóg zranił niezliczoną liczbę serc swoich stworzeń, to mogę stwierdzić z nieomylną pewnością, że jest nią Słowo Boże. I choć dokonuje się to w wieloraki sposób – rani słowem swoich ust, rani spojrzeniem swoich oczu, swym pięknem – to bezpośrednio rani nas swoim Słowem. Podobnie zadaje człowiekowi rany miłości poprzez usta apostołów, głosicieli słowa, łamiąc serca zatwardziałych grzeszników i skłaniając ich do pokuty. Jesteśmy nieraz świadkami, jak to dzięki wysłuchanemu kazaniu, usłyszanej Ewangelii lub poprzez słowo sługi Bożego, następuje wielka przemiana życia. Czyż to nie jest przeszywająca dusze strzała Bożego Słowa? Trzeba stwierdzić, że jest ono potężną strzałą o różnych formach […] Jedyne moje Dobro, twoje słowa są duchem i życiem; one z zadziwiającym skutkiem coraz bardziej odnawiają mnie w dobrym. O jakaż ogromna jest różnica pomiędzy tym, co Ty mówisz do mojej duszy, a tym, co mówią ludzie! Oni też pouczają, ale ich słowa są bezskuteczne. Inaczej niż Twoje. Łatwo więc można zauważyć, że jesteś wszechmocny i że swoimi rozkazami rządzisz jako Pan absolutny – nie stosując przemocy, zyskujesz posłuszeństwo”.
Każde z usłyszanych dziś podczas Eucharystii zdań rodziło pewność Bożej opieki, Jego zapewnienia o tym, że jest z nami nieustannie, dbając o nas, dając nie tylko wodę na naszych pustyniach, przy naszych studniach, ale też wodę życia wiecznego. Po raz kolejny zapraszając do powierzenia się Jego trosce… Jak niegdyś zachęcał w mistycznym dialogu bł. Marię Celeste, mówiąc:
„Złóż wszystko w ramionach mojej Boskiej Opatrzności, jak jakbyś była kimś niesionym przez potężnego mocarza…”.
Składając się w te troskliwe Ramiona, mając nadzieję poczuć się jak małe dziecko niesione na rękach Ojca, pozostawiam Wam słowo, jakie dziś zostało mi przekazane przez siostry redemptorystki z Bielska. Jest to słowo napisane przez ich współbrata, Polaka – o. Andrzeja z Rzymu. Skierowane w podstawowym ich zaadresowaniu do parafian jednej z bielskich wspólnot, ale cenne, aby podać je także dalej, szerzej. Szczególnie że dziś wspomnienie św. Klemensa M. Hoffbauera – redemptorysty:
Kochani […],
pewnie pytacie się czasem, jak czyni to co dzień moja najbliższa Rodzina i Przyjaciele: „Jak też tam sobie radzi ten nasz rodak w Wiecznym Mieście, w chwili obecnego zagrożenia?”
Korzystając z kontaktu z Ks. Proboszczem […] serdecznie Was pozdrawiam na tę szczególną niedzielę, kiedy do końca nie wiadomo, co będzie jutro. Jestem zdrowy i pracuję, choć często w formie internetowej, ograniczając do minimum funkcjonowanie Agencji, która mi podlega, by nie narażać pracowników, mających rodziny i dzieci.
Sam szukam obecności Pana Jezusa w tym wszystkim, bo wierzę, że tylko On może przekształcić nawet największą próbę w Dobro.
We Włoszech mamy już grubo ponad 1000 ofiar tej pandemii. Cały kraj przekształcono w „Czerwoną Strefę Zagrożenia”, co pociąga za sobą drastyczne środki przeciwdziałania, jakich się nikt nie spodziewał. W tym także zamknięcie świątyń, by nie rozprzestrzeniać plagi.
Powoduje to dużo zaniepokojenia, nie tylko o życie i zdrowie, ale też o samą wiarę i sposoby jej wyrażania. Niektórzy obawiają się, że zamknięcie kościołów lub ograniczenie sprawowania Najśw. Eucharystii to poniekąd zwycięstwo złego ducha…
Uczę się na to patrzeć w nowy sposób. Staram się widzieć w tym wszystkim okazję na wielkie oczyszczenie wiary i wzrost tęsknoty za Bogiem. Przy siedmiu miliardach ludzi na ziemi, chrześcijańska miłość to przede wszystkim odpowiedzialność za innych. A zatem to nie tyle walka Eucharystią, co raczej konkretna uwaga na zgromadzenia zamknięte, gdzie wirus może się łatwo rozprzestrzeniać.
Kiedy w minionym tygodniu zamknięto kościoły w Rzymie, stało się to wielką próbą, ale również zaproszeniem do ponownego odkrycia istotnych rzeczy, które mamy od początku chrześcijaństwa. Robi dobrze na sercu odkryć, że każdy wierzący jest Świątynią Ducha, w której oddajemy Bogu nieustanną cześć, do czego uzdolnił nas Jezus.
Kiedy zaś prosi się nas o przyjęcie Komunii św. na rękę, to okazja, by uświadomić sobie, że dłoń, jak całe nasze ciało stworzył właśnie Dobry Bóg. Wszystko co ludzkie, wymyślił Stwórca, a Jezus to przyjął, ukochał i odkupił. Duch Boży nasze ciało ciągle uświęca i wypełnia, jak świątynię… Jesteśmy w każdym detalu „marzeniem” Nieba, i tylko dlatego Jezus się wcielił, aby już na zawsze Bóg stał się Człowiekiem, a Człowiek wszedł w Bóstwo przez łaskę i dar.
Pozostając w domach, wszyscy jesteśmy na nowo zaproszeni do odkrycia starej obietnicy Jezusa: „Gdzie dwoje albo troje zbiera się w imię Moje, tam Ja jestem pośród nich” (Mt 18,20) i ożywienia naszej wiary w to, że od zawsze byliśmy i jesteśmy „Kościołem Domowym”. Tutaj też może na nowo rozkwitnąć duch rodzinnej modlitwy i kultura troski o bliźniego.
Solidarność chrześcijańska jest teraz modlitwą i właśnie odpowiedzialnością za innych, by nie przekazywać zagrożenia, zwłaszcza ludziom wystawionym na większe ryzyko. Lekarze i służby sanitarne mogą szybko znaleźć się na skraju wyczerpania fizycznego i moralnego i ze względu właśnie na nich trzeba też ograniczać własne potrzeby.
Pozostaje jeszcze aspekt wdzięczności. My mamy dar Mszy św. codziennie i może aż nazbyt przywykliśmy do tego… Może łatwiej nam będzie teraz wczuć się w sytuację misyjnych wspólnot chrześcijańskich, gdzie kapłan dociera z Eucharystia tylko raz, lub maksimum dwa razy w roku, o czym opowiadają mi współbracia i co stało się moim marzeniem przy wyborze drogi życia. Odkupienie jednak nie zna granic, jest obecne i przemienia życie ludzi Łaską świętą, której nigdy nie brakuje, jeśli serca są przejrzyste!
Pozwólcie na koniec, że przedstawię Wam tekst znaleziony w sieci, który przełożyłem na ojczystą mowę, bo bardzo mi pomaga wejść w ducha Wielkiego Postu i nawrócenia. Pewna młoda osoba napisała po włosku:
Obecne zmaganie dotyczy bardziej naszego egoizmu, niż samego wirusa.
To okazja, aby nagłą sytuację kryzysu przekształcić w sieć solidarności.
Lecz trzeba zmienić sposób, w jaki postrzegamy rzeczywistość i jak myślimy.
Hasła typu: „Potwornie się boję zarażenia!”,
albo też: „Ah, co mi tam infekcja…”
muszą się przerodzić w wyznanie: “Troszczę się o Ciebie”.
Tak! Troszczę się o Ciebie! I dlatego właśnie:
Martwię się o Ciebie…
Utrzymuję odległość ze względu na Ciebie…
Myję ręce z myślą o Tobie…
Zrezygnowałem z tej podróży dla Ciebie…
Nie idę na koncert dla Ciebie…
Nie idę do centrum handlowego ze względu na Ciebie…
To wszystko “Dla Ciebie…”
A także dla tych,
którzy z powodu mojej ewentualnej obojętności i braku wyobraźni
mogą znajdować się teraz w sali intensywnej terapii.
To dla Was, którzy jesteście starzy i słabi,
bo Wasze życie jest tak samo cenne jak moje.
Dla Was, którzy walczycie z rakiem i nie macie już sił
walczyć jeszcze z tym nowym zagrożeniem.
…
Wznieśmy oczy ku Górze…
Nie jesteśmy silniejsi ani lepsi,
gdy umieszczamy zdjęcia, na których ściskamy się wołając:
„Jesteśmy mocniejsi od koronawirusa!”.
Jesteśmy naprawdę mocni tylko wtedy,
kiedy solidarność i odpowiedzialność między nami narasta.
Kiedy ten “Drugi” jest naprawdę ważny.
Wszystko inne nie ma znaczenia…
Kochani, jak najserdeczniej się z Wami łączę poprzez więź w Jezusie i … do zobaczenia w wakacje, jak co roku… Daj Boże! Niech Matka Boża Anielska nie spuszcza z nas swojego miłującego i przemożnego spojrzenia…
Wasz Andrzej, redemptorysta z Rzymu
Rzym, 13 marca 2020, w dniu 7 rocznicy wyboru Papieża Franciszka
Dziękuję Pani – i tym, którzy przez ten tekst do mnie dotarli…!