„…aby mieć towarzyszy w miłowaniu”

XXVI Niedziela Zwykła. 

W czytaniu zaczerpniętym z Księgi Liczb na pierwszy plan wybija się niezadowolenie Jozuego związane z faktem, że dwaj mężowie, którzy zostali w obozie, wpadli w uniesienie, jakiego doświadczyli najpierw bezpośrednio towarzyszący Mojżeszowi starsi. Jozue paradoksalnie zamiast się z tego faktu cieszyć, prosi Mojżesza, by Eldadowi i Medadowi prorokować zabronił. Mojżesz natomiast – wbrew Jozuemu – życzyłby sobie, by cały lud doznał takiej łaski, by cały lud był pod takim wpływem Bożego ducha… Wiele wieków później w podobnym duchu apostoł Jan chwalił się Jezusowi, że zabraniał człowiekowi, który nie chodził z nimi, wyrzucać złe duchy. Jak bardzo musiał być zdziwiony, gdy Jezus, zamiast go pochwalić, zakazał zabraniać ludziom takich rzeczy, a przeciwnie – wskazywał, że inni mogą być Jego potencjalnymi sojusznikami i że tylko On może ocenić, kto jest blisko, a kto daleko od Niego.

Oba fragmenty budzą we mnie pytanie o to, ile tak naprawdę we mnie, w nas chęci do tego, by dzielić się Jezusem, szczęściem przebywania z Nim.

Błogosławiona Maria Celeste Crostarosa w jednym ze swoich dzieł pisała, że dusza, która płonie miłością, jaką wlewa w jej serce Duch Święty, chce zapalać nią innych: „Widać wtedy, jak dusza, nie zważając na własne sprawy, pospiesznie i nie interesując się sobą, szuka dobra innych, aby mieć towarzyszy w miłowaniu”. Wyjaśnia jednocześnie, że ten, kto prawdziwie kocha Jezusa, nie zatrzymuje tej miłości dla siebie, ale chce, by także inni kochali Go i odkryli, jak On bardzo ich kocha. Kto kocha Jezusa chce, by każdy dotknął Jego bliskości, by każdy człowiek doświadczał pragnienia Pana, by Go szukał. Kto kocha, jak apostoł Filip opowiada o Jezusie, tak jak wtedy, gdy spotkał Natanaela, mówiąc mu: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa z Nazaretu”.

Wracając jednak do postawy Jozuego, można, jak się zdaje, powiedzieć, był z jednej strony zazdrosny o Mojżesza, pragnąc zapewne, by właśnie Mojżesz był spośród ludu wyjątkowy, by mógł szczycić się szczególną więzią z Bogiem, a jednocześnie może sam chciał się znaleźć wśród tych, którzy prorokowali i poczuć się wyróżnionym, bo – jak podkreśla autor natchniony – Jozue był od swojej młodości w służbie Pana, może uważał zatem, że to właśnie jego powinno spotkać takie „wyróżnienie”. Być może podobna motywacja towarzyszyła Janowi – wiedział, że jest w najbliższym gronie Jezusa. Dawało mu to z pewnością niemałą satysfakcję. Być może jeszcze wtedy nie chciał za bardzo tego kręgu osób wyjątkowych dla Jezusa poszerzać. Być w tej „ekskluzywnej” grupie Dwunastu – to było „to”. Miał dopiero dojrzeć do rozumienia Jezusowej wspólnoty jako inkluzywnej, otwartej na wszystkich i dla wszystkich. Bo przecież Jezus przyszedł zbawić wszystkich ludzi, a nie tylko wybraną grupę tych, którzy uważali, że im się to „należało”.

Wyraził to kilka lat temu papież Franciszek w encyklice Lumen fidei, pisząc:

„W żywej wierze w Boga, do którego prowadzi nas Jego Syn Jednorodzony Jezus Chrystus poprzez Swego Ducha, znajduje się nasze wielkie bogactwo. […] na tym poziomie w grę wchodzi dar, którego Kościół nie może zatrzymać tylko dla siebie. Wiara i życie łaski, które wiara nam daje, jest istotnie skarbcem dobra i prawdy, które dotyczą wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy są wezwani do życia w przyjaźni z Bogiem i do odkrycia horyzontów wolności, które otwierają się dla tego, kto Bogu pozwala prowadzić się za rękę”.      

Czy pragnę dzielić się tym bogactwem Kościoła? Czy pragnę dzielić się Jezusem? Czy cieszę się, gdy dołączają do mnie towarzysze w miłowaniu Jezusa, czy też im bardziej ich przybywa, tym bardziej czuję, że moja pozycja nie jest już tak wyjątkowa? Może warto co jakiś czas w ciszy siebie o to zapytać, by usłyszeć odpowiedź, by dojrzewać bardziej do postawy Filipa niż młodego Jana. Jana, który wyrósł na dojrzałego ucznia, dzielącego się z innymi Słowem, Jana, który pod koniec życia napisze:

[To wam oznajmiamy], co było od początku,
cośmy usłyszeli o Słowie życia,
co ujrzeliśmy własnymi oczami,
na co patrzyliśmy
i czego dotykały nasze ręce –
bo życie objawiło się.
Myśmy je widzieli,
o nim świadczymy
i głosimy wam życie wieczne,
które było w Ojcu,
a nam zostało objawione –
oznajmiamy wam,
cośmy ujrzeli i usłyszeli,
abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami.
A mieć z nami współuczestnictwo znaczy:
mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem.
Piszemy to w tym celu,
aby nasza radość była pełna (1 J 1, 1-4).

 

fot. cathopic.com

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.