Nasze wersje 2.0, 5.3.1 i kolejne
Otoczeni smartfonami i laptopami przyzwyczailiśmy się do tego, że co jakiś czas system operacyjny danego urządzenia informuje nas o konieczności wykonania aktualizacji. Nowe wersje oprogramowania, które zawierają pakiet zmian, służą najczęściej optymalizacji, wyeliminowaniu błędów, które pojawiały się w ich poprzednich wariantach, wprowadzeniu nowych funkcji, usprawnieniu działania etc.
O ile jednak w przypadku programów, gier czy urządzeń przyjmujemy ten proces za oczywisty i niezbędny dla ich prawidłowego funkcjonowania, o tyle w relacjach międzyludzkich nie zawsze. W przypadku tych ostatnich wielokrotnie zatrzymujemy się w ocenie innych na wersji, którą ktoś był, gdy znaliśmy go kiedyś, gdzieś… Na etapie, na jakim się znajdował, gdy mieliśmy z nim kontakt ostatni raz: w szkole, w pracy, przy okazji spotkania sprzed kilku lat, jednostkowej rozmowy. Na podstawie tych zetknięć wyrabiamy sobie zdanie o danej osobie. Niestety w przeciwieństwie do oprogramowania telefonu często nie podlega ono aktualizacji. Mijają tygodnie, miesiące, lata, a w naszej głowie ktoś nadal jest taki, jakim zapamiętaliśmy go sprzed pewnego czasu; taki, jaki jego obraz zapisaliśmy sobie na naszym twardym dysku. Co więcej, jesteśmy zwykle przekonani, że nasza ocena tego człowieka była wtedy i jest teraz prawdziwa, wyczerpująca.
Koleżanka, która w szkole nie była duszą towarzystwa, być może naszym zdaniem nie jest nią nadal. Pewnie nigdy nie będzie. Współpracownik, który kilka lat temu „nie umiał” w firmie w skuteczne rozwiązywanie problemów, na pewno do teraz nie ogarnia tematu. Kuzynka, przed laty nieśmiała i małomówna, na bank nadal jest szarą myszą całej rodziny…
Czy na pewno?
Ale po co pytać? Przecież ich wszystkich znamy; wiemy skąd są i jacy są, pamiętamy, z jakiego punktu startowali, często nie bardzo nas interesuje, że pokonali jakiś dystans od linii startu, a w pewnych wymiarach życia osiągnęli już nawet maksimum swoich możliwości albo dzielnie pokonali kolejny płotek na bieżni egzystencji. Nie ciekawi nas to, nie zajmuje. Przecież wiemy lepiej.
Pozwalamy naszym telefonom dostrajać się do nowych wersji… 2.0 czy kolejnych, ale na ludzi patrzymy często jak na wersję 1.0, jeśli nie beta. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że mogli się zmienić. Tak łatwo powtarzamy za za filozofem, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, a za poetką, że nic dwa razy się nie zdarza, ale nasz sposób podejścia do niektórych ludzi świadczyłby raczej o tym, że jesteśmy przekonani co do tego, że w ich przypadku czas stanął w miejscu, a oni są jak nietoperze, które zahibernowały się w grudniu (przy czym uważamy, że dla nich rzeczony grudzień nigdy się nie skończył). Za 2Packiem nucimy: I see no changes, zapominając, że raper dopowiada: I’d love to go back to when we played as kids, but things changed, and that’s the way it is.
And that’s the way it is. I tak to już jest.
My jednak nie widzimy pewnych zmian, bo może nie chcemy ich w innych zobaczyć?
*
W tym kontekście przypominają mi się relacje ewangelistów, którzy opisują chwilę, gdy dorosły Jezus odwiedza swoje rodzinne miasto:
Wyszedł stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich (Mk 6,1-5).
Podobne pytanie mieszkańców Nazaretu uwiecznił w swojej ewangelii Jan:
I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? (J 6,42).
Łukasz także opisuje wydarzenia z miasta Jezusa, notując pytanie zapamiętane także przez pozostałych ewangelistów: I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?», a relację ze spotkania Jezusa z ziomkami w synagodze kończy wzmianką o tym, że unieśli się oni gniewem i chcieli nawet strącić Go z urwiska…
Nazarejczycy wyrobili sobie zdanie o Jezusie, znali Jego rodzinę, byli głęboko przekonani, że znają też Jego, że wszystko o Nim wiedzą, że mają prawo oceniać Go po swojemu, jednowymiarowo. Właśnie ta wiedza zamknęła ich na to, by przyjąć Jezusa w Jego teraz, w którym był już dorosłym mężczyzną, w którym głosił Ewangelię, działał publicznie. Zaszufladkowali Go, mieli swoje zdanie na Jego temat i klapki na oczach. Po zdaniu oznajmującym: „znamy Jezusa”, zamiast wstawić przecinek, wstawili kropkę. Nie zostawili miejsca ani na „ale”, ani na dopowiedzenie w stylu: „Przecież dawno Go nie widzieliśmy, jak On się zmienił. Jak to się stało? Dowiedzmy się. Zapytajmy Go. Poznajmy na nowo”. Ale oni przecież wiedzieli. Ocenili. Stwierdzili. Klamka zapadła. Zdanie mieli już wyrobione. Koniec. The end. Ciąg dalszy nie nastąpi. Amen.
Gdyby tylko byli otwarci. Ciekawi…
*
Czy my nie postępujemy czasem podobnie w odniesieniu do innych?
Be curious, not judgmental –bądź ciekawy, nie osądzający. Do tego słynnego zdania odwołał się Ted Lasso, serialowy trener serialowej drużyny FC Richmond.
Posłuchajcie:
Tak często oceniamy wszystkich i wszystko. Tak często wydaje się nam, że wiemy, jaką wersję człowieka mamy przed sobą. Osądzamy, zamiast zadawać pytania, zamiast być ciekawymi, a czasem po prostu zamiast zachwycić się tym, jak wspaniali są ludzie także dlatego, że się zmieniają, że rozwijają się, że ich życie i historia nie stoją w miejscu, że zaskakują siebie i innych tym, w jaki sposób się przekształcili, jak pięknie rozwinęli się pod wpływem lat, wydarzeń, autorefleksji; dzięki nawróceniu, terapii, łasce, pracy nad sobą. Dzięki innym. Dzięki miłości.
Dzięki Bogu.
*
Dzięki Bogu ludzie się zmieniają.
Dzięki Bogu, że ludzie się zmieniają.
A na koniec wpisu przecinek, nie kropka,
🙂