Słowo Boże,  Varia

Już z Nim nie chodzili

Chodzić ze sobą. Znacie zapewne ten młodzieżowy synonim bycia z kimś w związku. Chodziło się za rękę – do kina, do kawiarni, na spacer… Choć to nie tyle miejsce było ważne, ile samo bycie razem, towarzyszenie sobie, poznawanie się, budowanie zaufania, przeżywanie relacji, rozmowy. Takie chodzenie mogło być początkiem czegoś więcej. Być może niektórych zaprowadziło nawet do ślubnego kobierca. 🙂

Ci, co ze sobą chodzili, rzucali się w oczy kolegom i koleżankom, przechodniom na ulicy… Byli też zapewne tematem klasowych plotek, koleżeńskich komentarzy o zakochanych wyrażanych na podwórkowej huśtawce bądź przy osiedlowym trzepaku (dziś pisze się o nich w DM-ach na Messengerze bądź WhatsAppie). Tak czy inaczej „chodzić ze sobą” coś znaczyło. To było coś.

*

Wspominam o tym, bo właśnie na Janowe słowa  dotyczące chodzenia za Panem zwróciłam uwagę w dzisiejszej ewangelii (J 6,55.60-69). Gdy Apostoł kończy przytaczać całą mowę eucharystyczną Jezusa z Kafarnaum (której słuchaliśmy fragmentami przez kilka ostatnich niedziel), notuje to, co zaobserwował jako reakcję niektórych uczniów Chrystusa na słowa o tym, że aby żyć wiecznie, trzeba karmić się Jego Ciałem i Krwią. Jan zapisuje: Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło.

Już z Nim nie chodzili. Odeszli.

Jezus, powołując uczniów, mówił im zwykle: Pójdź za Mną. Ale aby pójść za Jezusem w głębokim sensie tego słowa, trzeba najpierw trochę pochodzić z Nim. Zobaczyć gdzie mieszka, poznać Jego zachowanie, przysłuchać się Jego słowom, przesłaniu, które niesie, poobserwować Jego reakcje na różne wydarzające się sytuacje, przyjrzeć się Jego relacjom z ludźmi.

A po mowie Jezusa w Kafarnaum niektórym Jego uczniom nie było już z Nim po drodze. Doszli do jakiejś granicy, której być może wtedy nie byli gotowi przejść. Chodzili z Nim, ale nie umieli pójść za Nim, gdy mówił rzeczy dla nich nie do przyjęcia. Nie wiemy, czy później jeszcze się nad tymi słowami Jezusa zastanowili i zmienili zdanie. Nie wiemy, czy po tym, gdy odeszli, wrócili. O tym Jan nas już nie informuje. Zostawia nam jednak poruszając pytanie Jezusa: Czy i wy chcecie odejść?

*

W naszych realiach chodzenie z Jezusem może zacząć się od modlitwy, rozmowy z Nim. Od lektury ewangelii i reflektowania nad nią, od wczytania się w opisy gestów i mów Chrystusa, od kontemplacji.

Święty Jan w swoim Pierwszym Liście rozpoczyna właśnie od zapewnienia nas:

[To wam oznajmiamy], co było od początku,
cośmy usłyszeli o Słowie życia,
co ujrzeliśmy własnymi oczami,
na co patrzyliśmy
i czego dotykały nasze ręce –
bo życie objawiło się.
Myśmy je widzieli,
o nim świadczymy
i głosimy wam życie wieczne,
które było w Ojcu,
a nam zostało objawione –
oznajmiamy wam,
cośmy ujrzeli i usłyszeli,
abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami.
A mieć z nami współuczestnictwo znaczy:
mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem.
Piszemy to w tym celu,
aby nasza radość była pełna.

Między innymi dzięki słowu Pisma możemy pogłębiać nasze osobiste odniesienie, rozwijać relację z Bogiem. Trudno kogoś poznać, trudno zacieśnić więź, nie będąc przy kimś, nie spędzając z tym kimś czasu, nie słuchając, co ma do powiedzenia. Trzeba z danym człowiekiem trochę pobyć, przejść z nim trochę drogi, by potem zacząć kolejny etap – z rozmysłem za kimś pójść, kimś się zainspirować, dać się mu porwać i koniec końców tego kogoś naśladować – nie w sensie powtarzania jakichś jego zachowań, ale raczej przez wejście w jego ślady i twórcze pokonanie szlaku, który przetarł.

A zatem analogicznie, gdy ktoś idzie z Jezusem, z czasem może chodzić za Nim, by potem móc naśladować Go. Nie jest to oczywiście naśladowanie rozumiane, jak wspomniałam, jako powtarzanie, jako kopiowanie jakiegoś wzorca, ile raczej jako pozwolenie, by Duch Święty przemienił nas w Niego, jako otwarcie się na to, co daje nam Ojciec. Wszak Jezus mówi, że nikt nie może przyjść do Niego, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca. Ojciec natomiast pragnie, by wszyscy poznali Jego Syna, zbliżyli się do Niego i żyli w obfitości, by żyli wiecznie.

Chodzi (nomen omen) o to, by być jak Chrystus, ponieważ jesteśmy uczestnikami Jego życia. Jesteśmy niesieni przez Ducha po tych ścieżkach, które On przeszedł. Duch „upodabnia” nas do Chrystusa, czyni nas Jego żywą pamiątką, żywym wizerunkiem.

Chodzić z –> pójść za –> naśladować –> zostać upodobnionym do Jezusa przez Ducha –> uobecniać Pana… Oto droga. Niektórzy uczniowie Jezusa odeszli, mimo że wcześniej z Nim chodzili. Czegoś zabrakło – może przejścia z etapu z w etap za. Może dojrzałości, a może spodziewali się oni po Jezusie czegoś innego, może potrzebowali jeszcze czasu… Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że Jezus pyta nas i czeka na odpowiedź na pytanie, które postawił także apostołom.

Również ono przypomina nam o czymś ważnym… Świetnie wyraził to o. Andrzej Wodka CSsR, pisząc o naśladowaniu Jezusa w taki sposób, który moim zdaniem zmienia i pogłębia perspektywą rozumienia Chrystusowej obecności wśród nas.

Komentując nowe przykazanie Jezusa z wieczernika, przypomniał:

Zwykłe tłumaczenie: „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem”, które daje wyobrażenie, że Jezus jest po prostu wzorem do naśladowania, jest zbyt słabe. Lepiej jest przetłumaczyć: „Miłujcie się wzajemnie tą miłością, którą Ja was umiłowałem”, aby zachować wartość greckiego przysłówka kathôs. Jeśli w rzeczywistości odczytuje się to jako prosty element porównania, kończy się na tym, że czyni się z Jezusa postać „z przeszłości”, po której odziedziczyłoby się jedynie pewne wskazania do osobistego zastosowania. Działanie uczniów byłoby poniekąd „następne” w historii, „następujące po” działaniu Jezusa. Tymczasem jest tak, że to sam Chrystus, to Jego własna miłość jako Syna staje się obecna we wzajemnej miłości uczniów, to Jego miłość przechodzi na nich, kiedy miłują swoich braci i są umiłowani w odpowiedzi wzajemności.

 

Tak, to ta sama miłość, którą miłował Chrystus, uobecnia się w nas, gdy kochamy. Jak ta myśl polskiego redemptorysty ma się do mowy Jezusa, której kulminacyjny moment opisał św. Jan pod koniec 6. rozdziału swojej ewangelii? To właśnie dzięki Jego Ciału i Krwi, które przyjmujemy, pogłębia się w nas możliwość kochania innych Jego miłością.

W wersach 57. i 58 tego rozdziału Jezus mówi: Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił… 

Żyć przez Jezusa, karmiąc się Eucharystią, to także kochać przez Jezusa. Jak bardzo takie spojrzenie na życie i miłość może zmienić naszą codzienność…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.