Chleb
Mógł wybrać coś bardziej oryginalnego – wachlarz możliwości jest przecież szeroki: kawior, biała trufla, homar… Jezus wybrał jednak za swój symbol właśnie chleb. Zwykły, tani, dostępny, prozaiczny, codzienny. Chleb. Chleb, który daje Ojciec, niebieski piekarz: „dopiero Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba”.
***
W kontekście dzisiejszych czytań możemy zapytać siebie m.in. o to kim/czym jesteśmy i co nas nasyca. Czy wystarcza nam, by być chlebem, skoro ON nim jest? Czy potrafimy tę „zwykłość” chleba przeżyć w sobie jako coś niezwykłego i pozwalać, by On przemieniał nas w chleb, o którym św. Brat Albert pisał, że powinno się być dobrym jak chlebowy bochen, jak „chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”? A nasycenie? Czy sycą nas może bardziej garnki mięsa i chleb egipskiej niewoli, tak jak Izraelitów tęskniących za tym, co zostawili za sobą, gdy przyszła chwila próby; może chleb, będącym symbolem tego, co stare – dawnego człowieka w nas, jak podpowiada w drugim czytaniu św. Paweł? Może namacalny chleb za którym ciągnęły tłumy, które Jezus nakarmił na brzegu Jeziora Galilejskiego? Co jest chlebem, który ciebie nasyca?
***
Psalm (104) z dzisiejszej Godziny czytań przypomina, że to Bóg każe rosnąć roślinom, by służyły człowiekowi i by z nich dobywał on chleba i wina, które rozweselają jego serce. On daje pokarm we właściwym czasie. To On otwiera hojnie swą rękę. Najhojniej otworzył ją w darze swojego Syna, który przybrał prostą postać Chleba.
Tego chlebowego symbolu użył obrazowo Wojtyła w swojej Pieśni o słońcu niewyczerpanym. Zachęcam Was do rozsmakowania się w jej treści, której fragmenty Wam tu zostawiam:
4.
Kiedy smutek się zmiesza z wieczorem –
– podobne do siebie są z barw –
razem stają się dziwnym napojem,
który z lękiem nachylam do warg.
Więc, ażeby w tym niepokoju
nie pozostawiać mnie samego,
odjąłeś grozę wieczoru,
dałeś wieczności smak chleba.
Gdy z bezmiaru wyłaniałeś czas
i opierałeś się na przeciwnym brzegu,
usłyszałeś daleki mój płacz,
i od wieków wiedziałeś, dlaczego.
Wiedziałeś, że takiej tęsknoty,
która raz się napiła z Twych ócz,
nie nasycą słoneczne zachwyty,
lecz rozkrwawią jak brzegi róż.
6.
Te biedne moje oczy, gdy stwarzałeś,
czerpiąc z toni w otwartą dłoń,
o tym wiecznym spojrzeniu myślałeś,
zachwyconym w niezmierną toń,
i mówiłeś:
Uniżę się, bracie, uniżę,
nie osamotnię nigdy twoich oczu,
naprzód ukryję się w krzyżu,
potem chlebem w dojrzałym zbożu.
Więc myślę:
dlatego tak: się uniżasz,
by nie osamotnić w kosmosie
moich ramion dalekich od krzyża
i mych oczu oddanych tęsknocie.
7.
Jeśli miłość największa w prostocie,
a pragnienie najprostsze w tęsknocie.
więc nie dziw, że pragnął Bóg,
aby najprostsi Go przyjęli,
ci, którzy duszę mają z bieli,
a dla miłości swej nie znają słów.
8.
W jednym spojrzeniu dziecięcym
skupionym w łagodnej Hostii
spotkałem się z Ojcem Niebieskim,
który patrzał z niezmierną miłością.
Przed głębią tego spojrzenia,
w którym ujrzany był świat,
zadrżały oczy moje
jak odsłonięty kwiat.
Syn mówił: Oto się spełnia
pragnienie naszej miłości,
że oczy ludzkie patrzą
nie odmienione światłością.
O blask! O Stwórcze spojrzenie,
z którego niezmiernie obficiej
stworzenie się nowe wyłania,
nowe światy powstają w ukryciu.
9.
O, czuć tę chwilę nicości,
tę chwilę sprzed stworzenia –
i nie odstępować jej nigdy,
jak nie odstępuje się cienia.
Powracać ciągle w ten czas,
gdy utulony tylko Twoją Myślą,
niewinność większą niż dziecko
i głębszą miałem przejrzystość.
Dziś, oszołomiony istnieniem,
zapominam o mojej nicości,
w dalekich się błąkam promieniach,
oderwany od promieni najprostszych.
Lecz jedno spojrzenie w głąb,
które wieczność odsłania z przepływu ?
jedno najprostsze spojrzenie,
którym w Myśli znów Twojej przebywam. ?
To wtedy ? gdy w blasku ukrytym
skupiam siebie całego,
i staję się znów Twoją Myślą,
miłowanym białym żarem Chleba.
10.
Często stamtąd długo na mnie patrzy
spojrzeniami przykuwając mi twarz ?
Czy ty wiesz, czy ty wiesz, mój bracie,
jak miłuje nas Ojciec nasz?
Ale głębi owych słów nikt nie zna,
ale przyczyn najdalszych nikt nie wie,
jaka męka to była bezbrzeżna
ta samotność na krzyżowym drzewie.
(…).
12.
Jest we mnie kraina przeźroczysta
w blasku jeziora Genezaret –
i łódź… i rybacza przystań,
oparta o ciche fale…
i tłumy, tłumy serc,
zagarnięte przez Jedno Serce,
przez Jedno Serce najprostsze,
przez najłagodniejsze –
– albo znowu – wieczór z Nikodemem,
– albo znowu – nad brzegiem morskim,
dokąd powracam codziennie,
oczarowany Twą pięknością –
A to wszystko: ten wieczór z Nikodemem,
ta kraina i rybacza przystań,
i toń taka przeźroczysta,
i Postać taka bliska –
a to wszystko przez Punkt jeden Biały
z najczystszej bieli
objęty w sercu człowieczym
krwawym przepływem czerwieni.
13.
Proszę Cię, byś mnie ukrywał
w miejscu niedostępnym,
w nurcie cichego podziwu
lub w nocy posępnej.
Proszę Cię, byś mnie osłaniał
od tej strony, co zapada w mrok ?
a proszę Cię, byś mnie odsłaniał
ku tej stronie, co przykuwa wzrok.
– bo wiem o takim ukryciu,
że w nim nic nie rozproszę z tych słońc,
które płoną pod horyzontem
spojrzeń utkwionych w głąb.
A wtedy dokona się cud
przemiany
oto Ty staniesz się mną
ja eucharystyczny.
16.
O Panie, przebacz mej myśli, że nie dość jeszcze miłuje,
przebacz miłości Mej, Panie, że tak strasznie przykuta do myśli
że chłodnym myślom, jak nurt, Ciebie odejmuje
i nie ogarnia płonącym ogniskiem.
Ale przyjmij, Panie, ten podziw, który się w sercu zrywa,
jak zrywa się potok w swym źródle ?
– znak, że stamtąd przypłynie żar –
i nie odtrącaj, Panie, nawet tego chłodnego podziwu,
który nasycisz kiedyś kamieniem płonącym u warg
I nie odtrącaj, Panie, mojego podziwu,
który jest niczym dla Ciebie,
bo Cały jesteś w Sobie,
ale dla mnie teraz jest wszystkim,
strumieniem, co brzegi rozrywa
nim oceanom niezmiernym tęsknotę swoją wypowie.
Karol Wojtyła, 1944.