Dzisiaj mija kolejna rocznica urodzin jednego z moich ulubionych poetów – Zbigniewa Herberta. Chyba mało kto nie zna tej postaci, szczególnie jego wierszy (choć pewnie najczęściej w wydaniu „szkolnej klasyki”), ale niewiele pewnie „wie się” o jego latach dziecinnych, a przecież także i poeci byli dziećmi.
O dzieciństwie i młodości Herberta ukazała się kilka lat temu pozycja książkowa pt. Zbigniew Herbert. Kamień na którym mnie urodzono. Do jej lektury oczywiście zachęcam. Tu jednak chciałam zacytować jej fragment o dzieciństwie w ogóle, choć oczywiście w nawiązaniu do Herberta:
„Tak się bowiem składa, że szerszemu ogółowi, a nawet bardzo uczonym polonistom, w istocie niewiele wiadomo o tym, na jakiej glebie wyrósł ten jeden z największych polskich pisarzy. Doprawdy trudno mi powiedzieć, czemu aż tak małą wagę przywiązywano do tej kwestii. Wypadałoby tu też wygłosić całą tyradę na temat tempa naszych czasów, które każą nam np. odrzucać jako przestarzałe przedmioty wymyślone i stworzone przed dwoma lub trzema laty. W stosunku do dzisiejszych obiektów westchnień łakomych posiadaczy telefonów komórkowych, komputerów i innych elektronicznych cacek – pióro, atrament i lampa, których odejście opiewał w swej „Elegii” Zbigniew Herbert, zdawały się po prostu wieczne. Toteż skupię się jedynie na jego genealogii oraz dzieciństwie i wczesnej młodości, pozostawiając sobie na później inne etapy żywota Księcia Poetów.
Dlatego również przy wyborze tytułu tej książki postanowiłem ostatecznie sięgnąć po cytat z wiersza „Moje miasto”, który zarazem stanowi jej motto:
…ocean lotnej pamięci
podmywa kruszy obrazy
w końcu zostanie kamień
na którym mnie urodzono
co noc
staję boso
przed zatrzaśniętą bramą
mego miasta.
Do utworu tego niechybnie przyjdzie nam jeszcze sięgać, przeto wypada jedynie zwrócić uwagę na metaforę kamienia, użytą tu z niezwykłą precyzją, a równocześnie bardzo wieloznaczną. Świadomie przy jej interpretacji odrzucam cały bagaż erudycyjny, gdyż wówczas musiałbym zacząć pisać zupełnie nowy i całkiem opasły traktat. Tak więc popularne powiedzenie wyraża życzenie: „Oby się tacy na kamieniu rodzili!” Chodzi w nim o to, by zacni byli na tym niedoskonałym świecie jak najpowszedniejszym zjawiskiem. Wszakże początek życia ludzkiego jest stworzeniem nowego mikrokosmosu. Musi się on opierać na czymś trwałym, konkretnym, co można by porównać właśnie do kamienia węgielnego. W istocie zasadniczą cechą osobowości Herberta jest zwrócenie się ku historii, ale nie w celu pustego jej rozpamiętywania, tylko ciągłej z nią konfrontacji. Wielokrotnie też on sam podkreślał, że postawa taka wymaga wysiłku, a często i odwagi patrzenia w twarz upiorom współczesności oraz słabości własnej i naszych bliźnich”.
Herbert – zachęcający do zacności, zmuszający, jak u Pana Cogito, do spojrzenia w lustro, żeby zajrzeć sobie samemu w oczy po to, by odszukać w nich siebie, swoją historię, fundament, na jakim każdy z nas został zbudowany… Zajrzeć w wyjątkowy i jedyny mikrokosmos, jaki tworzy każdy z nas. Mikrokosmos niepowtarzalny – bo takim każdego z nas w swojej wyobraźni nacechował Bóg.
Herbert – (jak nazwała kiedyś tę jego właściwość M. Stępień) – dyplomatyczne sumienie, które nigdy nie wypomina błędów, ale zawstydza przeciwstawieniem wzoru do naśladowania.
Herbert. „Dlaczego (cytując klasyka) wzbudza w nas zachwyt i miłość?”, czy dlatego, że „wielkim poetą był?” (mam nadzieję, że nie tylko dlatego…). Może po prostu z tego powodu, że on i inni poeci przypominają nam o trochę innym wymiarze życia. Że przekonują – jak Różewicz – „że poetą jest ten który pisze wiersze/ i ten który wierszy nie pisze” i że poezję da się i warto lubić – w myśl słów Szymborskiej – jak „rosół z makaronem, komplementy i kolor niebieski…”. Bez względu na to, czy poetą się jest czy tylko, jak dywagował Norwid, się nim bywa, warto pamiętać, że poezja jest tam/ gdzie nikt jej nie szuka (B. Zadura). Także w każdym z nas… w zwykłym dniu… w prozaicznym miejscu. Bez patosu i dwunastu zgłosek. Zwyczajnie, choć wierszem. A czasem z przymrużeniem oka, jak poniżej…
***
Tak, poetycko choć prozą, Herbert pisał do swojego siostrzeńca, autora wspomnianej książki, w jego pierwszych miesiącach życia:
„Kochany Rafale, piszę dużymi literami, abyś mógł mnie przeczytać. Zaliczyłeś własnie miesiąc życia pełnego snu i pracowitego ssania. Przyjmij tedy mój drogi gratulacje i życzenia, przybywaj na wadze i rośnij. Te pierwsze miesiące są oczywiście trochę nudne i nie dziwię się, że czasem głośno narzekasz na świat w okowach pieluch. Nie mogę doczekać się tej chwili, kiedy będę mógł porozmawiać z Tobą o Pascalu i ulubionych moich poetach. Mój przyjaciel Władysław uczy się dla Ciebie śpiewać śliczną kołysankę Mozarta, a ja piszę bajki. Jak widzisz każdy w swojej dziedzinie troszczy się o Ciebie, Całuję Twoją ciepłą główkę i – wybacz tę figlarność – brzuszek. Wuj Zbigniew”
fot. za: https://herbert.polskieradio.pl